poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział XIX



- Jak ich wydostaniemy? – zaczęła nerwowo stukać długopisem w stół.
Zayn wyciągnął z jej dłoni przedmiot a potem chwycił jej rękę, Skye uśmiechnęła się do niego.
- Mam plan – rzekł Lou.
- Jaki? – zapytałam.
 Nie zdążył odpowiedzieć bo Harry wszedł do salonu z dużą walizką. Położył ja na stole i otworzył. Było w niej 13 pistoletów. Poczułam się jak w jakimś kryminalnym filmie. Wszyscy spojrzeliśmy na Harrego z szeroko otwartymi oczami a on tylko się uśmiechnął.
- Skąd ty tyle tego masz? - Lou patrzył na Harrego jakby go pierwszy raz widział.
- Ojczym mi dał, gdy przeszedł na emeryturę, były mu już nie potrzebne.
- Fajnego masz ojczyma – stwierdził Zayn.
- A te kajdanki po co ci? – spytała Skye.
Harry zaraz się zarumienił.
- A to do czegoś innego. – dalej rumieniąc się zerknął na mnie.
Zdezorientowana spojrzałam na loczka a Zayn zaczął się głośno śmiać.
- Ej! Mamy robotę. – przerwał im Lou, wyciągnął z kieszeni jakąś kartkę i rozłożył ją. Był na niej naszkicowany  projekt tej starej fabryki. 
- Stary, kiedy ty to narysowałeś? – teraz to Harry patrzył na niego z rozdziawioną buzią.
- Pomyślałem, że może nam się przydać, więc po porwaniu Eleny pojechałem tam i narysowałem. – odpowiedział uśmiechnięty.
- Kocham cię, stary!! – krzyknął loczek i mocno go wyściskał.
- Dobra, koniec obmacywania! – zaśmiałam się.
Rozłożyliśmy kartkę na stole i zaczęliśmy obmyślać plan.
- A więc tak . . . – zaczął Lou – ty, Elena – spojrzał na mnie – musisz zanieść kasę, więc będziesz też tak jakby przynętą.
Kiwnęłam.
- Wy – zwrócił się do Zayna i Skye – będziecie z tyłu budynku, gdy usłyszycie strzały wejdziecie przez to okno – wskazał palcem na projekcie – i uratujecie ich. Ja i Harry będziemy z przodu za tym murem – wskazał gruzy muru przed wejściem do fabryki – i kiedy Elena wejdzie do budynku, my zaatakujemy tych co będą na ochronie stać przed wejściem. Gdy usłyszą strzały, przybiegną następni, no i  Zayn pamiętaj, że wtedy ty z Skye wkraczasz do akcji.
- Nie mogę się już doczekać – odparł mulat z bananem na twarzy.
Plan był genialny ale miałam też wątpliwości, że coś pójdzie nie tak . . . Nie! Wszystko się uda! – powiedziałam sobie w myślach, jakby miało mi to coś pomóc.
- Dobra, musimy się zbierać, mamy dwie godziny na dojazd do Francji. – Harry wziął walizkę z bronią i ruszyliśmy do auta.
 Pojechaliśmy szybko do banku po pieniądze a parę minut potem byliśmy już na lotnisku. Musieliśmy polecieć samolotem chłopaków bo z teczką broni na pewno nie weszlibyśmy do samolotu pełnej ludzi.
- Kiedy dolecimy na miejsce?
- Spokojnie, Elena  . . . zaraz będziemy – położyła dłoń na moim ramieniu.
Myślałam, że zaraz tam wybuchnę. Tak bardzo chciałam mieć to już za sobą.
- Przecież jestem spokojna – odburknęłam.
- No właśnie widać, księżniczko – zaśmiał się ironicznie Harry.
- Nie mów tak do mnie! Nie jestem księżniczką!
- Elena, jeśli nie chcesz tego robić to nie musisz – powiedział z troską Louis.
- Nie! On więzi moją kuzynkę, Kate i Nialla. To przeze mnie tam trafili.
- Nie mów tak! To nie twoja wina . . .
- Tylko mojego ojca.
- Tego nie powiedziałem.
- Ale tak pomyślałeś!
- Przestańcie, do cholery! – krzyknął Harry.
Ja i Lou jednocześnie spojrzeliśmy na loczka.
- Musimy ich uwolnić i tylko to się teraz liczy, i nikt nie jest tu winny! – dodał.

                                                                               *   *   *

Zostawiliśmy auto daleko od fabryki, a resztę drogi przeszliśmy pieszo.
- Dobra tu się rozdzielamy – powiedział Lou – Pamiętacie co macie robić?
Wszyscy przytaknęli.
Zayn i Skye wzięli po dwa pistolety i skradając się ruszyli za tył fabryki. Dobrze, że było już ciemno i trawa była wysoka, bo łatwiej było przejść niezauważonym. Kiedy Skye i Zayn znikli z pola widzenia, Harry podszedł do mnie i pocałował czule.
- Uważaj na siebie, kochanie – szepnął
- Ok., ty tez – przytuliłam się mocno do niego i spojrzałam nad jego ramieniem na Louisa, który stał z pistoletem w ręku i wpatrywał się smutnym wzrokiem we mnie, a potem odwrócił wzrok.
Odsunęłam się od Harrego i uśmiechnęłam lekko do niego. Odpowiedział mi tym samym. Lou podszedł do mnie i podał mi torbę z pieniędzmi. Przez przypadek dotknęłam jego dłoni i przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało. Co się ze mną dzieję? Czemu tak na niego reaguję?
Wyciągnęłam scyzoryk od taty z kieszeni, a Harry zaśmiał się.
- No co?
- No tym to na pewno się obronisz – znowu się zaśmiał – Masz to – podał mi duży sztylet.  
Spiorunowałam go wzrokiem i wzięłam od niego ten sztylet, a scyzoryk schowałam powrotem do kieszeni kurtki.  Sztylet włożyłam w nogawkę buta i zakryłam spodniami. Podniosłam torbę z ziemi i ruszyłam w stronę fabryki.

                                                                               *   *   *

- Wiedziałem, że przyjdziesz. –  Erick uśmiechnął się złośliwie podchodząc do mnie – Chodź, zapraszam. 
Zaczął mnie prowadzić do budynku. Weszliśmy do jednego z pomieszczeń, nie było tam przyjemnie, jak w każdym opuszczonym budynku. Zobaczyłam blondynka całego zakrwawionego, leżał na jakimś starym materacu i ledwo się ruszał. Podbiegłam do niego.
- Miałeś nie robić im krzywdy!! – warknęłam na niego.
- Wkurzył mnie, a tak w ogóle to niczego nie obiecywałem!
- Gdzie dziewczyny? – spytałam oschle.
- W drugim pomieszczeniu – odparł, a potem zwrócił się do wysokiego mężczyzny, który stał w progu – przyprowadź je.
Mężczyzna wyszedł a parę minut później przyszedł z Kate i Miley.
- Elena! – krzyknęła radośnie kuzynka na mój widok.
- Puść je, Pedro – powiedział do mężczyzny.
Pedro posłusznie je puścił, a one podeszły do mnie.
- Dawaj kasę! – zażądał Erick.
Już miałam mu wręczyć ta torbę, gdy nagle usłyszeliśmy strzały na zewnątrz. Erick zmierzył mnie wzrokiem.
- Miałaś nie sprowadzać tu policji!
- I nie przyprowadziłam.
- Pedro! – krzyknął do mężczyzny – Idź sprawdzić co się tam dzieje!
- Tak jest. – i wyszedł z pomieszczenia.
Strzały ucichły. O Boże! Coś poszło nie tak! Gdzie Zayn i Skye?
Erick wyciągnął pistolet z kieszeni, załadował go i wyszedł w stronę, gdzie przed chwilą było słychać strzały. Usłyszałam, że ktoś z tyłu wskakuje przez okno, odwróciłam się, to był Zayn, a za nim weszła Skye. Dzięki Bogu!
- Chodźcie. Mogą tu za chwilę wrócić. – pognał Kate i Miley do okna, a potem pomógł mi podnieść Nialla.
Dziewczyny były już na zewnątrz.
- Szybko! – pośpieszała nas Skye.
Wreszcie Niall też był już bezpieczny.
- Skye, idźcie do auta, my zaraz wrócimy.
- Nie zostawię was.
- Kochanie, idź, nic nam nie będzie.  
Spojrzała ostatni raz na Zayna i ruszyła z reszta do auta.
- Musimy im pomóc.
- Ciiii . . . – przyłożył mi palec do ust i rozejrzał się po pomieszczeniu – Tam – wskazał na przewaloną maszynę i schowaliśmy się za nią.
Wtedy usłyszałam kroki. Były coraz głośniejsze.
- Wychodźcie! Albo zabiję ich! – wykrzyczał Erick.
Spojrzałam przerażona na Zayna. Podał mi drugi pistolet i szepnął do ucha:
- Schowaj go, a gdy dam ci znak zacznij strzelać.
Kiwnęłam i schowałam go do prawej kieszeni, żeby łatwiej było mi go później wyciągnąć. Wyszliśmy z ukrycia. Zayn miał skierowany pistolet w stronę Ericka. Wciągnęłam głęboko powietrze. Erick trzymał lufę przy głowie Harrego, a Pedro przy głowie Louisa.
- Odłóż to lepiej, nawet jeśli mnie zabijesz to Pedro zabije twojego drugiego przyjaciela. – powiedział to z takim wrednym uśmieszkiem, że miałam ochotę wyjąć pistolet i strzelić mu w łeb. Ale nie mogłam się wydać, to był nasz jedyny ratunek. Zayn powoli położył pistolet na ziemię i podniósł ręce w geście poddania.
- Ty – zwrócił się do mnie – przynieś mi torbę z kasą.
Wzięłam torbę z ziemi i podeszłam do Ericka.
- Połóż ją za nami – rozkazał.
Przeszłam obok nich i położyłam ją w wyznaczone miejsce. Zerknęłam na Zayna, a on spojrzał na mnie dając mi znak. Szybko wyciągnęłam pistolet i strzeliłam w ramię Pedra, a ten upadł z hukiem na ziemie. Harry korzystając z okazji walnął łokciem Ericka w bok, wyrywając mu pistolet i strzelił mu prosto w głowę. Krew wytrysnęła mu na twarz, otarł ją patrząc na nieruchome ciało Ericka, a potem wymierzył trzy pociski w klatkę piersiową Pedra. Nawet się nie zawahał. Spojrzałam przerażona na Harrego, a on wyszedł bez słowa nie oglądając się za siebie.