niedziela, 5 maja 2013

Rozdział XX



W milczeniu wracaliśmy do domu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do szpitala i kiedy lekarz opatrzył obrażenia Nialla i stwierdził, że nie są groźne, ruszyliśmy dalej. Harry przez cały czas się nie odezwał, zamknął się całkowicie w sobie, patrząc przez okno taksówki. Gdy stanęliśmy, ruszył szybkim krokiem do domu. Zatrzymałam go na schodach w środku mieszkania.
- Harry . . . – w jego oczach widziałam cierpienie i poczucie winy.
- Proszę. Zostaw mnie. – strzepnął moją rękę z ramienia i pobiegł na górę, zatrzaskując mocno drzwi.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że ktoś chwyta mnie za rękę. Podniosłam wzrok na Louisa i moje serce zabiło mocniej.
- Nie martw się. On się o wszystko obwinia. – uśmiechnął się smutno.
- Ale to nie była jego wina, on nas tylko ratował . . .
- Wiem, ale . . .
- Może byście nam pomogli. – rzuciła ostro Skye w progu, Niall podpierał się na niej. Spojrzała dziwnie na nasze złączone dłonie, a potem skierowała wzrok na mnie. Zawstydzona wyrwałam rękę z dłoni Louisa i pomogłam jej wprowadzić Nialla do salonu.

*  *  *

Kiedy weszłam do pokoju, zastałam Harrego klęczącego przy rozwalonym na kawałki wazonie, które próbował zebrać zakrwawionymi dłońmi.
- Harry! Zostaw to! – zawołam przerażona.
Podniósł wzrok na mnie, jego oczy były czerwone i zapuchnięte od płaczu. Podbiegłam do niego i ostrożnie wyjęłam z jego dłoni odłamki szklanego wazonu. A potem szybko zrobiłam mu opatrunki na obie dłonie i sprzątnęłam resztę rozbitego wazonu.
- I po co to robisz? – jego głos był zachrypnięty – Nie zasługuję na to.
- Przestań głupoty gadać! To nie twoja wina. Ty nas uratowałeś.
- Jestem mordercą. – spojrzenie miał pełne bólu.
- Nie mów tak.
- Czemu? Przecież ich zabiłem i nawet się nie zawahałem. – głos mu się załamał.

- Harry, przestań się ciągle o wszystko obwiniać. To oni byli mordercami, nie ty. – chwyciłam delikatnie jego zabandażowaną dłoń – Nie chce patrzeć jak cierpisz. To nie ty powinieneś się obwiniać, tylko ja. Gdybym nie weszła w twoje w życie, to . . . – nie dokończyłam, bo Harry przerwał mi pocałunkiem.
- To moje życie było by nic nie warte. – dokończył za mnie.
Uśmiechnęłam się, a potem znowu złączyliśmy się w pocałunku, tym razem bardziej namiętnym. Harry zaczął wodzić rękami po moich plecach, a ja wbiłam palce w jego roztargane włosy. Nasze ciała złączyły się w jedność. Czułam jego ciepły oddech na szyi.
- Tak bardzo cię kocham. – wyszeptał.
- Ja ciebie tez.
Harry podniósł mnie i ułożył na łóżku. Następnie usiadł na mnie okrakiem. Jego zabandażowane dłonie zaczęły błądzić po moim całym ciele, a usta zachłannie badały moje wargi. Zdjął z siebie czarną podkoszulkę, a potem dobrał się do mojej flanelowej bluzki, zdejmując ją razem z koronkowym biustonoszem. Dotknął palcem moich stwardniałych sutków, a ja cicho jęknęłam. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Harry westchnął poirytowany, podniósł się, a ja szybko ubrałam się. Spojrzałam potem na loczka, który siedział teraz rozpromieniony na łóżku.  
- Proszę! – zawołałam.
Przez drzwi wszedł Liam.
- Liam! Jak my za tobą tęskniliśmy! – rzuciłam się mu w ramiona. Zaśmiał się cicho.
- Ja też za wami tęskniłem. A najbardziej za twym pyskowaniem, Eleno.
Spiorunowałam go wzrokiem. On znowu się zaśmiał, ale zaraz spoważniał, widząc ręce Harrego całe w bandażach.
- Co ci się stało, stary? Czy to przez tę akcję w Paryżu?
- Wiesz już?
- No pewnie. To był głupi pomysł. – stwierdził – Ale ważne, że nic wam nie jest.
- A ty jak się czujesz? – spytał Harry – A Danielle?
- Dobrze. Danielle też, odpoczywa teraz u rodziców. – nagle wybuchł śmiechem, patrząc na moją bluzkę. – Widzę, że coś się tu działo, bo Elena założyła bluzkę tył na przód. – wyjaśnił, widząc moją zdezorientowaną minę.
Automatycznie spojrzałam na bluzkę. Miał rację. Przez ten pośpiech, źle ją założyłam. Harry też wybuchł śmiechem.
- Śmieszne, bardzo śmieszne. – pokazałam im język, a oni znowu się zaśmiali.
- Dobra, lecę się przespać, już 3:00 w nocy. Dobranoc, moje gołąbeczki. – mrugnął do nas okiem i wyszedł.

*  *  *

Rano obudził mnie straszny ból głowy. Miałam też dreszcze i bolały mnie wszystkie mięśnie. Założyłam szybko spodnie. A potem poszłam na dół do kuchni i wyjęłam z szafki tabletki na ból głowy i nalałam do szklanki wody, żeby popić. Kiedy zażyłam tabletkę i odstawiłam naczynie do zlewu, zakręciło mi się w głowie i upadłam w czyjeś ramiona.
- Louis, czemu nie śpisz?
- Nie mogłem zasnąć. Co się stało? – wziął mnie na ręce i ułożył na kanapie.
- Nic. Zakręciło mi się tylko w głowie. – położył zimną dłoń na moje czoło.
- Nic! Jesteś rozpalona, dziewczyno. Wezwę lekarza.
- Nie trzeba. – wydusiłam.
- Trzeba. – odparł krótko i wykręcił numer.

Lekarz zjawił się 15 minut później. Okazało się, że dopadła mnie grypa. No super! Jeszcze tego mi brakowało. Cały dzień leżałam w swoim łóżku, oglądając TV. Harry bardzo się o mnie troszczył. Ciągle przynosił mi coś do jedzenia, chociaż mówiłam mu, że nie jestem już głodna.
- Przez ciebie będę gruba. – mruknęłam, gryząc kanapkę.
- Och, nie marudź, tylko jedz.
Gdy Harry wyszedł z pokoju, wyłączyłam telewizor, w którym i tak nie było nic ciekawego do oglądania i położyłam się spać.
 Obudziłam się o 20:00, za oknem już się ściemniało. Wstałam i nie zważając, że mam na sobie tylko majtki i długi T-Shirt Harrego z napisem Kocham żelki Haribo, wyszłam z pokoju. Na dole było ciemno, oprócz małej poświaty od  telewizora w salonie. Ruszyłam w tamtą stronę i zastałam Louisa, siedzącego na kanapie i oglądającego jakiś program muzyczny. Zaraz pożałowałam, że nie włożyłam spodni, gdy Lou zaczął mierzyć wzrokiem moją skąpą „piżamę”.
- Ooo . . . wstałaś. – rzucił entuzjastycznie.
- Gdzie są wszyscy? – spytałam, ignorując rumieńce na twarzy. Louis nagle spochmurniał. Nie spodobało mi się to.
- Była tu policja i zabrała ich na przesłuchanie w sprawie, no wiesz . . . – spojrzał na mnie znacząco.
- Co? Czemu mnie nie obudziliście?
- Harry mi nie pozwolił. – wzruszył ramionami.
- A od kiedy ty się go słuchasz?
- Wtedy, gdy ma rację i teraz miał. Nie warto było cię budzić. A tak w ogóle, to idź do łóżka, bo jeszcze się bardziej rozchorujesz i będę musiał wzywać karetkę. No a wtedy to Harry na pewno mnie zabije.
- A ty, czemu z nimi nie poszedłeś?
- Ktoś cię musiał pilnować i wypadło na mnie. – uśmiechnął się tym swoim zniewalającym uśmiechem, a moje serce znów uderzyło mocniej, obijając się o klatkę piersiową. Cholera! Niech przestanie.
- Poradziłabym sobie, nie jestem dzieckiem. – oburzyłam się.
- Wiem. – znowu się uśmiechnął – Jak nie chcesz siedzieć tam sama na górze, to przyniosę ci koc i razem pooglądamy TV.
- Bardzo chętnie. - w moim głosie dało się słyszeć cień radości.
Louis zauważył to i zaśmiał się pod nosem, wstał i przyniósł mi gruby, zielony koc. Przykryłam się nim i usiadłam koło Lou.
- O nie!
- Co się stało? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Przecież cię zarazę.
- Spoko. Ja jestem odporny na choroby.
- Ta, jasne.Nie bądź taki pewny.
- Może ci coś przynieść?
- Jasne.
Louis wrócił z kuchni z tacą, na której była miska marchewek i dwie szklanki wody.
- Marchewki? – zmarszczyłam brwi.
- No co? Są dobre na choroby. – oznajmił z szerokim uśmiechem na twarzy.

*  *  *

Obudziłam się wtulona w Louisa. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na zegarek. Była 22:00. Louis też otworzył oczy i zaczął się przeciągać.
- Co oni tak tam długo robią? – ziewnęłam i okryłam się szczelniej kocem.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że ich nie zamknęli w więzieniu. – widząc moje przerażenie, dodał szybko - Żartowałem.
Za oknem było już całkowicie ciemno. Tylko księżyc rzucał strużkę światła do pomieszczenia.
- Powiem ci coś. – odezwał się.
- Co? – zwróciłam się w jego stronę. Teraz zauważyłam cienie pod jego oczami.
- Kiedy byliśmy na zewnątrz i zaczęliśmy strzelać, żeby odwrócić uwagę ludzi Ericka, nie zabiłem nikogo – wyznał – to Harry ich wszystkich pozabijał. – Lou patrzył przed siebie. Poczułam gorycz w ustach.
- On był zawsze do wszystkiego taki porywczy, ale to mnie trochę przeraziło w nim. – spojrzał na mnie – Mogłem ci tego nie mówić.
- Nie. Ja . . .po prostu . . .też się o niego martwię. – westchnęłam ciężko.
Louis założył mi włosy za ucho i powiedział:
- Pięknie wyglądasz w tych rozczochranych włosach.
Zarumieniłam się. Jego niebieskie oczy mieniły się w blasku księżyca. Przypomniałam sobie jak Harry powiedział mi to samo, gdy byłam w domu chłopaków, pierwszy raz. Od tamtego czasu tyle się zmieniło.
- Louis . . . ja  . . .
- Wiem. Ale nie mogę przestać o tobie myśleć i to mnie strasznie boli, bo wiem, że nigdy nie będziesz ze mną, a nie chcę cię stawiać w niezręcznej sytuacji. I nie chce ponownie zranić Harrego. Za wiele dla mnie oboje znaczycie.
Dotknęłam jego dłoni.
- Ty też dla mnie dużo znaczysz.
Uśmiechnął się lekko.
- Jesteśmy! – zawołała Miley w korytarzu.
Szybko odsunęliśmy się od siebie. Wszyscy weszli do salonu.
- Czemu siedzicie po ciemku? – zapytał Zayn, unosząc jedną brew ze zdziwienia do góry.
- Yyy . . . spaliśmy. – bąknęłam szybko.
Mulat dziwnie zmierzył mnie wzrokiem. Louis nagle się podniósł z kanapy i podszedł do Kate. Na naszych oczach, zaczął ją całować. Wszyscy zaskoczeni spojrzeli na nich. Kate też była zaskoczona, a na jej policzkach wystąpiły duże rumieńce.
- Cieszę się, że nic ci się nie stało, wtedy w Paryżu. – powiedział.
Ucieszyłam się, że wreszcie Lou znowu będzie szczęśliwy, bo zasługiwał na to, ale widząc ich razem, całujących się, poczułam małe ukłucie zazdrości.