W milczeniu wracaliśmy do domu. Po drodze wstąpiliśmy
jeszcze do szpitala i kiedy lekarz opatrzył obrażenia Nialla i stwierdził, że
nie są groźne, ruszyliśmy dalej. Harry przez cały czas się nie odezwał, zamknął
się całkowicie w sobie, patrząc przez okno taksówki. Gdy stanęliśmy,
ruszył szybkim krokiem do domu. Zatrzymałam go na schodach w środku mieszkania.
- Harry . . . – w jego oczach widziałam cierpienie i poczucie
winy.
- Proszę. Zostaw mnie. – strzepnął moją rękę z ramienia i
pobiegł na górę, zatrzaskując mocno drzwi.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że ktoś chwyta mnie za rękę. Podniosłam
wzrok na Louisa i moje serce zabiło mocniej.
- Nie martw się. On się o wszystko obwinia. – uśmiechnął się
smutno.
- Ale to nie była jego wina, on nas tylko ratował . . .
- Wiem, ale . . .
- Może byście nam pomogli. – rzuciła ostro Skye w progu,
Niall podpierał się na niej. Spojrzała dziwnie na nasze złączone dłonie, a
potem skierowała wzrok na mnie. Zawstydzona wyrwałam rękę z dłoni Louisa i
pomogłam jej wprowadzić Nialla do salonu.
* * *
Kiedy weszłam do pokoju, zastałam Harrego klęczącego przy
rozwalonym na kawałki wazonie, które próbował zebrać zakrwawionymi dłońmi.
- Harry! Zostaw to! – zawołam przerażona.
Podniósł wzrok na mnie, jego oczy były czerwone i zapuchnięte
od płaczu. Podbiegłam do niego i ostrożnie wyjęłam z jego dłoni odłamki
szklanego wazonu. A potem szybko zrobiłam mu opatrunki na obie dłonie i sprzątnęłam
resztę rozbitego wazonu.
- I po co to robisz? – jego głos był zachrypnięty – Nie zasługuję
na to.
- Przestań głupoty gadać! To nie twoja wina. Ty nas
uratowałeś.
- Jestem mordercą. – spojrzenie miał pełne bólu.
- Nie mów tak.
- Czemu? Przecież ich zabiłem i nawet się nie zawahałem. –
głos mu się załamał.
- Harry, przestań się ciągle o wszystko obwiniać. To oni
byli mordercami, nie ty. – chwyciłam delikatnie jego zabandażowaną dłoń – Nie chce
patrzeć jak cierpisz. To nie ty powinieneś się obwiniać, tylko ja. Gdybym nie
weszła w twoje w życie, to . . . – nie dokończyłam, bo Harry przerwał mi
pocałunkiem.
- To moje życie było by nic nie warte. – dokończył za mnie.
Uśmiechnęłam się, a potem znowu złączyliśmy się w pocałunku,
tym razem bardziej namiętnym. Harry zaczął wodzić rękami po moich plecach, a ja
wbiłam palce w jego roztargane włosy. Nasze ciała złączyły się w jedność. Czułam
jego ciepły oddech na szyi.
- Tak bardzo cię kocham. – wyszeptał.
- Ja ciebie tez.
Harry podniósł mnie i ułożył na łóżku. Następnie usiadł na
mnie okrakiem. Jego zabandażowane dłonie zaczęły błądzić po moim całym ciele, a
usta zachłannie badały moje wargi. Zdjął z siebie czarną podkoszulkę, a potem
dobrał się do mojej flanelowej bluzki, zdejmując ją razem z koronkowym
biustonoszem. Dotknął palcem moich stwardniałych sutków, a ja cicho jęknęłam. Nagle
rozległo się pukanie do drzwi. Harry westchnął poirytowany, podniósł się, a ja
szybko ubrałam się. Spojrzałam potem na loczka, który siedział teraz rozpromieniony na
łóżku.
- Proszę! – zawołałam.
Przez drzwi wszedł Liam.
- Liam! Jak my za tobą tęskniliśmy! – rzuciłam się mu w
ramiona. Zaśmiał się cicho.
- Ja też za wami tęskniłem. A najbardziej za twym
pyskowaniem, Eleno.
Spiorunowałam go wzrokiem. On znowu się zaśmiał, ale zaraz
spoważniał, widząc ręce Harrego całe w bandażach.
- Co ci się stało, stary? Czy to przez tę akcję w Paryżu?
- Wiesz już?
- No pewnie. To był głupi pomysł. – stwierdził – Ale ważne,
że nic wam nie jest.
- A ty jak się czujesz? – spytał Harry – A Danielle?
- Dobrze. Danielle też, odpoczywa teraz u rodziców. – nagle wybuchł
śmiechem, patrząc na moją bluzkę. – Widzę, że coś się tu działo, bo Elena założyła
bluzkę tył na przód. – wyjaśnił, widząc moją zdezorientowaną minę.
Automatycznie spojrzałam na bluzkę. Miał rację. Przez ten
pośpiech, źle ją założyłam. Harry też wybuchł śmiechem.
- Śmieszne, bardzo śmieszne. – pokazałam im język, a oni
znowu się zaśmiali.
- Dobra, lecę się przespać, już 3:00 w nocy. Dobranoc, moje
gołąbeczki. – mrugnął do nas okiem i wyszedł.
* * *
Rano obudził mnie straszny ból głowy. Miałam też dreszcze i
bolały mnie wszystkie mięśnie. Założyłam szybko spodnie. A potem poszłam na dół
do kuchni i wyjęłam z szafki tabletki na ból głowy i nalałam do szklanki wody,
żeby popić. Kiedy zażyłam tabletkę i odstawiłam naczynie do zlewu, zakręciło mi
się w głowie i upadłam w czyjeś ramiona.
- Louis, czemu nie śpisz?
- Nie mogłem zasnąć. Co się stało? – wziął mnie na ręce i
ułożył na kanapie.
- Nic. Zakręciło mi się tylko w głowie. – położył zimną dłoń
na moje czoło.
- Nic! Jesteś rozpalona, dziewczyno. Wezwę lekarza.
- Nie trzeba. – wydusiłam.
- Trzeba. – odparł krótko i wykręcił numer.
Lekarz zjawił się 15 minut później. Okazało się, że dopadła
mnie grypa. No super! Jeszcze tego mi brakowało. Cały dzień leżałam w swoim
łóżku, oglądając TV. Harry bardzo się o mnie troszczył. Ciągle przynosił mi coś
do jedzenia, chociaż mówiłam mu, że nie jestem już głodna.
- Przez ciebie będę gruba. – mruknęłam, gryząc kanapkę.
- Och, nie marudź, tylko jedz.
Gdy Harry wyszedł z pokoju, wyłączyłam telewizor, w którym i
tak nie było nic ciekawego do oglądania i położyłam się spać.
Obudziłam się o
20:00, za oknem już się ściemniało. Wstałam i nie zważając, że mam na sobie
tylko majtki i długi T-Shirt Harrego z napisem Kocham żelki Haribo, wyszłam z pokoju. Na dole było ciemno, oprócz
małej poświaty od telewizora w salonie. Ruszyłam
w tamtą stronę i zastałam Louisa, siedzącego na kanapie i oglądającego jakiś
program muzyczny. Zaraz pożałowałam, że nie włożyłam spodni, gdy Lou zaczął
mierzyć wzrokiem moją skąpą „piżamę”.
- Ooo . . . wstałaś. – rzucił entuzjastycznie.
- Gdzie są wszyscy? – spytałam, ignorując rumieńce na
twarzy. Louis nagle spochmurniał. Nie spodobało mi się to.
- Była tu policja i zabrała ich na przesłuchanie w sprawie,
no wiesz . . . – spojrzał na mnie znacząco.
- Co? Czemu mnie nie obudziliście?
- Harry mi nie pozwolił. – wzruszył ramionami.
- A od kiedy ty się go słuchasz?
- Wtedy, gdy ma rację i teraz miał. Nie warto było cię
budzić. A tak w ogóle, to idź do łóżka, bo jeszcze się bardziej rozchorujesz i
będę musiał wzywać karetkę. No a wtedy to Harry na pewno mnie zabije.
- A ty, czemu z nimi nie poszedłeś?
- Ktoś cię musiał pilnować i wypadło na mnie. – uśmiechnął się
tym swoim zniewalającym uśmiechem, a moje serce znów uderzyło mocniej, obijając
się o klatkę piersiową. Cholera! Niech przestanie.
- Poradziłabym sobie, nie jestem dzieckiem. – oburzyłam się.
- Wiem. – znowu się uśmiechnął – Jak nie chcesz siedzieć tam
sama na górze, to przyniosę ci koc i razem pooglądamy TV.
- Bardzo chętnie. - w moim głosie dało się słyszeć cień radości.
Louis zauważył to i zaśmiał się pod nosem, wstał i przyniósł
mi gruby, zielony koc. Przykryłam się nim i usiadłam koło Lou.
- O nie!
- Co się stało? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Przecież cię zarazę.
- Spoko. Ja jestem odporny na choroby.
- Ta, jasne.Nie bądź taki pewny.
- Może ci coś przynieść?
- Jasne.
Louis wrócił z kuchni z tacą, na której była miska marchewek
i dwie szklanki wody.
- Marchewki? – zmarszczyłam brwi.
- No co? Są dobre na choroby. – oznajmił z szerokim
uśmiechem na twarzy.
* * *
Obudziłam się wtulona w Louisa. Przetarłam zaspane oczy i
spojrzałam na zegarek. Była 22:00. Louis też otworzył oczy i zaczął się
przeciągać.
- Co oni tak tam długo robią? – ziewnęłam i okryłam się
szczelniej kocem.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że ich nie zamknęli w więzieniu. –
widząc moje przerażenie, dodał szybko - Żartowałem.
Za oknem było już całkowicie ciemno. Tylko księżyc rzucał
strużkę światła do pomieszczenia.
- Powiem ci coś. – odezwał się.
- Co? – zwróciłam się w jego stronę. Teraz zauważyłam cienie
pod jego oczami.
- Kiedy byliśmy na zewnątrz i zaczęliśmy strzelać, żeby
odwrócić uwagę ludzi Ericka, nie zabiłem nikogo – wyznał – to Harry ich
wszystkich pozabijał. – Lou patrzył przed siebie. Poczułam gorycz w ustach.
- On był zawsze do wszystkiego taki porywczy, ale to mnie
trochę przeraziło w nim. – spojrzał na mnie – Mogłem ci tego nie mówić.
- Nie. Ja . . .po prostu . . .też się o niego martwię. –
westchnęłam ciężko.
Louis założył mi włosy za ucho i powiedział:
- Pięknie wyglądasz w tych rozczochranych włosach.
Zarumieniłam się. Jego niebieskie oczy mieniły się w blasku
księżyca. Przypomniałam sobie jak Harry powiedział mi to samo, gdy byłam w domu
chłopaków, pierwszy raz. Od tamtego czasu tyle się zmieniło.
- Louis . . . ja . .
.
- Wiem. Ale nie mogę przestać o tobie myśleć i to mnie
strasznie boli, bo wiem, że nigdy nie będziesz ze mną, a nie chcę cię stawiać w
niezręcznej sytuacji. I nie chce ponownie zranić Harrego. Za wiele dla mnie
oboje znaczycie.
Dotknęłam jego dłoni.
- Ty też dla mnie dużo znaczysz.
Uśmiechnął się lekko.
- Jesteśmy! – zawołała Miley w korytarzu.
Szybko odsunęliśmy się od siebie. Wszyscy weszli do salonu.
- Czemu siedzicie po ciemku? – zapytał Zayn, unosząc jedną
brew ze zdziwienia do góry.
- Yyy . . . spaliśmy. – bąknęłam szybko.
Mulat dziwnie zmierzył mnie wzrokiem. Louis nagle się
podniósł z kanapy i podszedł do Kate. Na naszych oczach, zaczął ją całować. Wszyscy
zaskoczeni spojrzeli na nich. Kate też była zaskoczona, a na jej policzkach
wystąpiły duże rumieńce.
- Cieszę się, że nic ci się nie stało, wtedy w Paryżu. –
powiedział.
Ucieszyłam się, że wreszcie Lou znowu będzie szczęśliwy, bo
zasługiwał na to, ale widząc ich razem, całujących się, poczułam małe ukłucie
zazdrości.