Obudziłam się w opuszczonym pomieszczeniu związana do
krzesła. Było ciemno, ale wzrok szybko mi się przyzwyczaił. Zobaczyłam
mężczyznę, który spoglądał na mnie. Był wysoki, szczupły, miał ciemne, długie
włosy zepnięte w kucyk. Podszedł do mnie i swoim zimnym wzrokiem zaczął mi się
przyglądać.
- Nareszcie się ocknęłaś. . . nazywam się Erick.
- Czego ode mnie chcesz?
- Ty dobrze wiesz. . .
- Nie wiem . . . nic ci nie zrobiłam, nawet cię nie znam.
- Ale twój ojciec tak
Zamarłam. Co? Mój tata? Co tu jest grane? Boże!!
- Pożyczył od nas mnóstwo kasy – mówił dalej – i nie oddał w
terminie więc, jeśli nam nie odda to zabiję cię!
* * *
Oczami Harrego:
Zaraz pojechaliśmy na komisariat. Rodzice Eleny już tam byli. Jak
najszybciej przylecieli samolotem. Bardzo się o nią bałem.
- Możemy ją namierzyć, jeśli będzie miała przy sobie
komórkę. – powiedział policjant
- To niech pan namierza – denerwowała się mama Eleny.
- Spokojnie, proszę pani, znajdziemy ją. – Chłopcze –
zwrócił się do mnie – choć tu, może rozpoznasz mężczyznę.
Podszedłem i przyglądnąłem się zdjęciom, zaraz rozpoznałem
go. Miałem nadzieje, że się jednak nie pomyliłem.
- To ten – wskazałem na gościa z długimi czarnymi włosami.
- To nie możliwe – powiedział tata Eleny.
- Co? O co chodzi? – spytała zdezorientowana mama Eleny
- Muszę ci coś powiedzieć – spojrzał na nią – Pożyczyłem od
nich dużo kasy na wyjazd i mieszkanie w Ameryce i nie miałem z czego im oddać,
ale myślałem, że nas nie odnajdą . . .
- Co? – zaczęła krzyczeć mama Eleny – JAK MOGŁEŚ MYŚLEĆ, ŻE
NAS NIE ODNAJDĄ!! TY DURNIU!!
Tata Eleny chciał ją uspokoić ale ona go odpychała.
- ZOSTAW MNIE!! – i wyszła z płaczem.
Skye poszła za nią. Nagle weszła policjantka.
- Namierzyliśmy ją, jest w starej opuszczonej fabryce na
skraju miasta.
- Dobrze – odpowiedział policjant – Zbierz jednostki i . .
. – przerwał mu dzwoniący telefon z
kieszeni taty Eleny.
- To Elena!
- Proszę dać na głośny. – powiedział policjant
Tak zrobił.
- Pewnie już ją namierzyliście - odezwał się męski głos w telefonie – a ty tatuśku dzisiaj lepiej
oddaj kasę, bo jak nie to możesz się pożegnać na zawsze z córeczką.
- Proszę, zostaw ją, oddam ci całą kasę, tylko nic jej nie
rób . . .
- To się zobaczy . . . -
zaśmiał się - dzisiaj o 20:00
przywieź kasę . . . a i masz być sam, jeśli ta głupia policja przyjedzie z
tobą, córeczka już nie zobaczy tatuśka i całej swojej rodzinki – powiedział i
rozłączył się.
Wkurzony wyszedłem z komisariatu mijając Skye i mamę Eleny.
Skye podeszła i spytała się:
- Co się stało??
Nie odpowiedziałem jej tylko szybko wsiadłem do auta i
ruszyłem w stronę hotelu. Wszedłem do pokoju i zacząłem grzebać po szufladach.
- Harry, czego szukasz? – spytał Louis
- Niczego – odburknąłem
Nareszcie znalazłem to czego szukałem.
- Harry, po co ci ten pistolet?? – przeraził się i zrozumiał
o co mi chodzi – Nawet o tym nie myśl!! Zabiją cię!! Nie możesz sam tam iść, to
niebezpieczne! Policja to załatwi!
- Policja gówno załatwi!! Nie mam ochoty czekać!! Idę tam i
nikt mnie nie zatrzymie!!
Wyszedłem szybko nie patrząc na Louisa. Martwił się o
mnie, ale ja nie mogłem już czekać, nie w takiej sytuacji. Nie mogłem pozwolić,
żeby ją zabili. Wszedłem do samochodu, naładowałem pistolet i położyłem na
siedzeniu. Łzy leciały mi z oczu. Nie czekając szybko ruszyłem z podjazdu.
Jechałem tak szybko jak się tylko dało. Znalazłem się na odludziu i zauważyłem tą
fabrykę. Zaparkowałem z dala od fabryki i ruszyłem do niej. Adrenalina buzowała
we mnie. Musiałem być ostrożny. Wszedłem do fabryki i usłyszałem Elenę i tego
mężczyznę, poszedłem w ich stronę. Wymierzyłem pistoletem w mężczyźnie.
* * *
Zauważyłam Harrego, który wymierzał w Ericka. Erick stał
tyłem do niego. Boże! Co on robi?! Nie! Nagle Harrego popchnął ktoś z tyłu,
pistolet wyleciał mu z ręki i poleciał w kąt budynku. Erick zaśmiał się i odwrócił
się do leżącego Harrego.
- Myślałeś, że mnie zabijesz he, he . . . jesteś żałosny . . . nie rób z siebie bohatera bo nim nie
jesteś.
Facet, który popchnął Harrego, podniósł go i związał mu ręce. Erick
podszedł do niego.
- Zostaw go!! -
krzyknęłam - On nic ci nie
zrobił!!
- Zamknij się! – warknął.
Wymierzył cios w brzuch Harrego. Harry z bólem zgiął sie w
pół. Krew leciał mu z ust. Erick podniósł go i uderzył w to samo miejsce. Harry
wypluł krew i upadł na podłogę.
- Ty idioto!! – krzyknęłam
Erick podszedł i wymierzył mi w policzek. Z bólu odwróciłam
twarz.
- John, zaklej jej usta!
- Dobrze – rzekł gruby mężczyzna i zakleił mi usta taśmą.
Patrzyłam na Harrego, który leżał nie przytomnie w kałuży
krwi. Szarpałam się. Musze się wydostać!
- Jeszcze raz się poruszysz, to go zabiję!
Przestałam się szarpać, ale nie mogłam patrzeć już na to jak
go torturują . Musiałam cos zrobić. Zauważyłam pistolet Harrego w kącie.
- Szefie! – powiedział John – przyszedł.
- Ok, już idę. Pilnuj ich!
Erick wyszedł a John oparł się o ścianę. Próbowałam się
uwolnić. W kieszeni od bluzki znalazłam scyzoryk. Dostałam go od taty. Kiedy mi
go dawał powiedział, że może mi się zawsze przydać i miał rację. Wyciągnęłam
scyzoryk tak, żeby John nie zauważył i przecięłam linę. Rzuciłam się po
pistolet strzeliłam do Johna. John upadł a ja podbiegłam do Harrego i uwolniłam
mu ręce.
- Nie ruszaj się! – Erick przyłożył mi nóż do gardła – Oddaj
pistolet!!
Oddałam mu posłusznie.
- Wstawaj! – krzyknął
Wstałam.
- Rzuć broń, Erick!! – krzyknął policjant
Otoczyli go. Erick rzucił na podłogę pistolet a policjanci założyli
mu kajdanki i wyprowadzili go. Uklękłam koło Harrego. Łzy leciały mi z oczu.
Przytuliłam go do siebie. Harry otworzył oczy.
- BOŻE!! Myślałam, że cię stracę. – przytuliłam go mocniej
- Mnie nie da się tak
łatwo stracić. – zaśmiał się – A tobie nic nie jest??
- Nie – pocałowałam go – Dzięki.
- Za co?
- Za to, że mnie uratowałeś.
- Ale ja nie uratowałem cię – posmutniał – Jestem
beznadziejny.
- Uratowałeś i nie jesteś beznadziejny. Jesteś cudowny.
Usłyszałam Skye i Zayna. Podlecieli do nas.
- Elena! – przytuliła mnie Skye.
Zayn pomógł wstać Harremu i poszliśmy do auta. Mama i tata
podeszli do mnie.
- Nic ci nie jest? – zapytała mama z troską
- Nie, mamo wszystko w porządku.
Danielle i Eleonor też podeszły do mnie. A Niall wyskoczył z auta i
mocno mnie przytulił.
- Dobrze, że nic ci nie jest, bo wtedy nie miał bym kogo
przytulać.
Zaśmiałam się.
Louis był przy Harrym i skarcił go jak ojciec za to, że tak
głupkowato postąpił. Harry zaśmiał się i go przytulił a Louis już przestał na
niego się gniewać.
Już dwa razy ryzykował życie by mnie uratować, więc nie
dziwię się Louisowi, że się boi o niego. Ja tez się boję. Nie chce, żeby ktoś
ryzykował swoje życie by uratować moje a szczególnie ci, których tak bardzo
kocham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz